niedziela, 26 września 2010

Łazarz i bogaty człowiek

To są dwie postaci, z których jedna ma imię a druga nie ma imienia. Łazarz z j. hebrajskiego oznacza Eleazar znaczy tyle co Bóg pomaga, Jahwe przychodzi z pomocą. W znaczeniu semickim imię oznacza najgłębszą rzeczywistość osoby, streszcza jego historię. Bogacz nie ma historii, bo nie ma imienia. Można go nazwać pieniądz, kariera, biznes, świetna zabawa, itp. Zamknął się w swoim własnym chorym świecie pozbawionym przyjaciół, nie zauważał nikogo, psy tylko widziały biedaczynę Łazarza. On niczego i nikogo nie widział, poza czubkiem własnego nosa. Życie im upłynęło, razem umarli i jeden został zbawiony, a drugi potępiony.
Ich los po śmierci jest ostatecznym utrwaleniem obecnego sposobu życia, przedłużeniem tego co jest lub czego nie ma na ziemi. Dla bogacza nie ma większej męki niż puste życie wypełnione bezsensownymi zajęciami.
Ewangelia przypomina nam, że los człowieka decyduje się już teraz, dzisiaj w tym momencie. Wieczność to utrwalona teraźniejszość. To, co teraz trwa zostanie przekształcone w to, co trwa na zawsze. Innymi słowy można powiedzieć, że tym czym się karmię, jakie jest moje życie, jakie mam wartości, to wszystko będzie miało swoje przedłużenie w wieczności. Wieczność dla mnie zaczyna się już teraz. Tu i teraz będzie miało swoją kontynuację w niebiosach.
Dopiero wtedy, kiedy bogacz cierpi zaczyna szukać przyjaciół, przestrogi dla braci. Abraham mówi że nawet umarli gdyby przeszli na ziemię i przestrzegali ludzi to i tak oni się nie nawrócą. Mają Proroków, niechaj ich słuchają.
Chrystus otwiera tu nas na działanie Słowa Bożego. Nie trzeba cudów, bo Słowo otwiera nas na rzeczywistość nieba. Prawdziwym cudem jest Słowo, które prowadzi do zmartwychwstania. Nawrócenie nie opiera się na strachu, na przywoływaniu duchów, czy nieboszczyków, ale na Słowie. Dzięki Chrystusowi, który zmartwychwstał, wychodzimy z naszego grobu do zmartwychwstania i szukamy braci. Jezus chce pokazać, że niebo jest tam, gdzie jest Słowo Boże.

wtorek, 14 września 2010

KRZYŻ

Ks. Jan Twardowski w swoich zapiskach zauważa, że wokół nas jest tylu ludzi cierpiących, zmordowanych chorobą, samotnością, doświadczeniami, że nie są w stanie ani na chwilę pomyśleć o Panu Bogu. Cierpią jak zwierzęta, nie widząc sensu swojego życia, popadają w rozpacz.
Pamiętam usłyszane słowo na mszy św. jak to jeden z kaznodziejów opowiadał , że w pewnym seminarium duchownym odwiedzał chorych kleryków biskup diecezjalny. Podszedł do jednego chorego i powiedział mu: ,,Co synu cierpisz i chorujesz? Tak księże biskupie - odpowiedział chory alumn. To pamiętaj żebyś swoje cierpienie ofiarował w jakiejś intencji, żebyś nie cierpiał na darmo jak bydle."
Każde cierpienie ma sens... Bo jest w nim zawarta tajemnica krzyża.
Jeśli dotykamy tajemnicy naszego krzyża, to wiedzmy, że inni mają jeszcze większy i cięższy od naszego.
W krzyżu zbawienie, w krzyżu cierpienie, w krzyżu miłości nauka...